17 października 2019

Przypomniała mi się dziś pewna myśl na temat miłości. Korzystając z nadarzającej się okazji rzadkiego ostatnio kontaktu maszyny do pisania z moim mózgiem, a może na odwrót, nie omieszkam się z Wami nią podzielić. Pamiętacie co ustami Małego Księcia mówił Antek Święty-Exupéry [dziwnie się chłopina nazywał!…]? – szło to mniej więcej tak: jeśli kogoś kochasz puść tę kreaturę wolno. Jeśli wróci jest Twoja, jeśli nie wróci, nigdy Twoja nie była. Oczywiście jest wersja alternatywna, która radzi w przypadku, gdy lafirynda wróci, puścić ją jeszcze raz wolno, bo skoro wróciła znaczy, że nikt jej nie chciał. Mnie najbardziej bawi wariacja tych dwóch filozofii życiowych w postaci opowiastki jak to przychodzi kompletnie załamany rzuceniem go przez kobietę mężczyzna do mędrca i pyta: „jeśli kocha to wróci, prawda?”. Na co mędrzec, mistrz ciętej riposty odpowiada po dłuższej chwili zadumy nad tą sytuacją: „a chuj wie”…

I tak to właśnie trochę jest w życiu z naszymi relacjami z partnerami. Nikt nie wie co tym partnerom któregoś pięknego dnia może strzelić do głowy i kiedy dokładnie trzasną drzwiami od namiotu i sobie od nas w cholerę gdzieś pójdą. Do tego nikt, ale to nikt nie wie czy kiedyś do nas jeszcze wrócą, bo czasem albo ich coś na ich drodze pożre i wtedy mogą nie mieć czym do nas wrócić lub coś lub ktoś ich na tym gigancie spotka, a oni połaszczą się na jakąś Taniznę z Chin i już z tym kimś ku chwale Złotej Tandety sobie zostaną. Dlatego zawsze postuluję, aby nie dać się zwariować, puszczać wolno wszystkich bez wyjątku, nikogo nie zatrzymywać, tak często jak to tylko jest możliwe i nie wyczekiwać jak stara babcia w oknie, kiedy chłop nareszcie z gospody wróci. Wróci to wróci. Dorosły w końcu jest.

Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że aspekt wyczekiwania kogoś na kogoś leży niestety już zaledwie o krok od oczekiwania czegoś od kogoś. Leży też o jakieś dwa kroki od kontrolowania kogoś czymś lub kimś, a zaledwie trzy kroki od wkurwienia kogoś sobą tak bardzo, że na bank nie będzie temu komuś się chciało nawet pomyśleć by do kogokolwiek zapragnąć wracać. Tak będzie zmęczony samą wizją powrotu i tym, że wszystkim poprzez ten powrót ma na świecie zrobić się miło i ciepło tylko na pewno nie samemu zainteresowanemu.

Najstarsi górale wiedzą, że jak chłop jest mądry to sam się będzie pilnował i nie trzeba za nim łazić i sprawdzać co robi, z kim jest i co mu się na smartfonie za lala akurat – kątem oka widać wyświetliła, z którą to niby romansuje i na pewno nie tylko romansuje i na sto procent robi to po kryjomu od dłuższego już czasu. W ogóle z nauką wszechświatową jest tak, że taki tryb niełażenia za człowiekiem i niezawracania mu co i rusz gitary, zdążył się dorobić swojej nazwy i utrwalenia na stałe w kulturze masowej. Mówimy wtedy o zaufaniu człowieka do człowieka.

Już komiksy z Tytusem, Romkiem i A’Tomkiem a także Biblia dotykały blisko aspektu wzajemnego zaufania. Nie będę przytaczać głupiego Dekalogu lub innych wierszyków z poradami typu co by tu jeść by się nie wykończyć na nadwagę. Tam wszędzie bohaterowie lub natchnieni mądrością autorzy domagają się od czytelnika zaufania. I dokładnie tak samo jest w życiu. Kiedy już człowieka naszego, tego jedynego spotkamy i dopadniemy, takiego któremu względnie dobrze z oczu patrzy i wyględny jest na tyle, że warto mu zaufać to nie pozostaje nam nic innego jak mu wtedy właśnie ufać i w tym ufaniu bezgranicznie nam tkwić. I zapewniam Was drogie akurat Panie bo Panów takich nie znam, że kontrolowanie i sprawdzanie faceta nie ma nic wspólnego ani z troską o niego, ani tym bardziej z zaufaniem do niego. Wręcz przeciwnie. Mężczyzna śledzony, napastowany, wypytywany, przesłuchiwany to człowiek pozbawiony nie tylko życiowego luziku, ale wręcz skazany zaocznie za czyny, których jak powszechnie wiadomo jeszcze nie popełnił. Po co Wam dzwonić do siedmiu kolegów, aby ustalić gdzie on jest, tylko po to by usłyszeć od pięciu z nich, że jeszcze śpi, a od dwóch, że się akurat myje i nie może teraz rozmawiać. Na co Wam dziewczyny osiemdziesiąt sześć niepołączeń od Was wyświetlonych na telefonie Waszego faceta. Kiedy ten człowiek budzi się zaspany, nie jest mu od tego wcale lżej na sercu – ani od niepołączeń, ani od wątpliwości co poprzedniej nocy się mu przytrafiło z tego co pamięta lub raczej nie pamięta. I teraz ciekawe jak Wy myślicie: – czy człowiek ukarany bezlitośnie za wypicie jednego małego piwka więcej na imprezie, które jak to mówił klasyk jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło, którego przecież wcale ostatecznie nie wypił, to prędzej czy później, tego piwka co miał go nie wypić, on następnym razem w podobnych okolicznościach nie wypije? Bo i czemu nie, skoro karę za niewinność swą niesłusznie odsiedział, a piwko zasadniczo lubi?

Zaufanie do człowieka ma bardzo wiele form. To, że facet był na imprezie i nie odbierał telefonu nie oznacza nic więcej, poza tym, że nie odebrał telefonu bo być może był akurat czymś zajęty. Nie oznacza, że już nie kocha i nie tęskni. Nie oznacza też, że rajcują go inne kobiety, które tam spotkał. A nawet jeśli podobają mu się te inne kobiety, które tam spotkał, to nie jest to koniec świata tylko milion lat ewolucji i fizyka kwantowa samczego mózgu. I co z tego, że mu się podobają. Nadal nie ma przesłanek by orzec, że nie kocha i nie tęskni. Brak jego zasięgu w durnym telefonie nie oznacza wcale tego, że którąś sobie na noc upolował i chwilowo jest zajęty czesaniem jej włosów tu i ówdzie. Podobnie zaufanie polega na tym, że gdy chłop namówiony przez kolegów, pójdzie z nimi do klubu go-go lub nawet gdzieś indziej, to żaden zarazek mu się tam nie przytrafi, bo zaufanie u normalnego faceta implikuje wierność. Wiec zapewniam – nawet pół zarazka ani kawałka ejdsa nie przyniesie niezależnie, gdzie się akurat wtedy szlajał.

Dziś nasz świat to ocean wzajemnych łatek przyszytych partnerowi z braku do niego zaufania. Nie ufamy naszym partnerom, politykom, pornosom, przepisom drogowym i papieżom. Przechodzimy przez ulicę jednokierunkową i sprawdzamy dwa kierunki. Tyle zaufania do świata nam zostało… A na końcu gdy nihilizm się w nas zbierze, sami również postępujemy tak, że nie da nam się zaufać za grosz, bo nie ufamy nawet samym sobie, tak w odwecie, ostatecznie i wbrew całemu światu.

Ten brak zaufania poddaje pod ogromny test naszą wierność. Po co być wiernym, skoro na końcu spotka nas od partnera to samo co za niewierność. Posądzanie, niegłaskanie, pogardzenie, odpychanie, odma i mina numer siedem taka na zesranie. Po co się starać, skoro nikt nie zauważy? Po co być miłym, skoro partner nie jest miły? Po co kochać, gdy dziś już nikt nikogo nie kocha?

I co wtedy? I to właśnie wtedy czas rzucić wszystko w cholerę, spakować te rozterki i zamieszkać w Bieszczadach…

2 myśli na temat “17 października 2019

  1. Dobre, popieram w 1000%. Ale większość kobiet tego nie kupi. W serialach lansuje się styl życia bardziej skomplikowany, melodramatyczny itd…. bo przecież nie można w nieskończoność płakać nad złamanym paznokciem😉😉😉 . Trzeba stworzyć nowy problem😉😉😉 pozdrawiam.

    1. Paradoksalnie naszym największym problemem w związku, przez lata, jest nieumiejętność przygotowania przeze mnie kawy z mlekiem. To przekłada się wprost na wniosek, że nie potrafię okazać kobiecie szacunku, opieki, zainteresowania i miłości. Myślę, że w pewnych związkach kawa z mlekiem ma wymiar kluczowy dla utrzymania relacji.

Dodaj komentarz