Tym razem wysyłam pozdrowienia z pięknej Francji. Znów poniosło mnie daleko nad ocean po to by móc złapać odpowiedni punkt odniesienia i dystans do spraw wymagających głębszych przemyśleń. A poza tym to jest już marzec, a ja jeszcze w marcu nigdzie nie byłem. Czasem warto opuścić na chwilę naród aby uczynić swoje przemyślenia bardziej zdystansowane, aby pozbyć się smutku wynikającego z przeróżnych obaw i rozważyć czy kiedykolwiek będzie się w stanie akceptować nieustającą krytykę na temat własnej skromnej osoby. Chcę Wam chyba przez to powiedzieć, iż niestety w ostanim czasie nawarstwiły mi się małe prywatne koszmary wymagające bezzwłocznych działań. W konsekwencji jestem tu też dlatego, gdyż zacząłem wykazywać silną potrzebę oczyszczenia głowy targanej emocjami oraz wyleczenia górnych dróg oddechowych targanych krajowymi bakteriami.
Dziś znów nastraszają mnie od wewnątrz silne wewnętrzne emocje wyprodukowane w reakcji na zmasowany atak na moją osobę pewnych zewnętrznych emocji. Myślę, że czwarte prawo dynamiki Newtona, gdyby Newton je wymyślił, powinno brzmieć jakoś tak: emocje wywołują emocje. A już najgorzej jak emocje cudze są na tyle negatywne, że czasem człowiekowi chyba nie pozostaje nic więcej poza rytualnym harakiri lub zapiciem się na śmierć, w zależności od tego, która opcja samounicestwienia będzie w tak indywidualnej sprawie jak śmierć skuteczniejsza.
Myślę że w związkach bardzo ważnym kluczem do sukcesu jest odporność psychiczna każdego z partnerów na drugiego partnera. Jest to kompetencja niezbędna by rzeczy, których dowiadujemy się o sobie od bliskiej nam osoby nie wpływały negatywnie na naszą relację z tą osobą. Niestety ostatnimi czasy zaczynam się czuć niczym aktor na autorskiej premierze filmu z moim własnym udziałem. Zresztą takiego klasy B, po którym krytycy filmowi, a szczególnie jeden, robią sobie okrutne wyścigi używając walcarek.
Jako przykład przytoczę tylko jeden losowo wybrany dzień prezentów reklamacyjnych z tego tygodnia, w których to dowiedziałem się wielu zaskakujących faktów na mój temat. Mianowicie, że mam głupi i za głośny śmiech, że do dupy parkuję auto, bo parkuję na przeciwko drzwi hotelowych w wyznaczonym do parkowania miejscu, że nie szanuję kelnerki we włoskiej restauracji, kiedy poprawiam durne dziewcze jak prawidłowo wymawiać po włosku treść jadłospisu, że niebezpiecznie jeżdzę autem bo używam hamulca, że się spieszę, że za wolno idę, że do kitu mówię w Polsce po francusku, przy okazji, że jestem nietolerancyjny, nieempatyczny, nieopiekuńczy, nieczuły, niesłuchający potrzeb innych, opryskliwy i egocentryczny. Do tego nie rokuję w łóżku nawet na kochanka z braku laku, nawet wtedy kiedy wszyscy ludzie, owce i inne zwierzęta na planecie wyginą to i tak nikt nie będzie chciał mnie ani zgwałcić, ani dać się przeze mnie zgwałcić…
Potrafię przeboleć falę wzmożonej krytyki na mój temat niestety pod pewnymi warunkami i jedynie w miarę rozsądnych dawkach. Wszystko przez cholerną wrażliwość. Ostatnio niestety tak mi się przytrafia, że skala trudności mi rośnie. Krytyka dotyczy nie tylko oczywistych rzeczy, które są niejako elementem mojego pakietu DNA, wyssanego z mlekiem matki, ale też innych podobno denerwujących u mnie gadżetów, których chwilowo nie potrafię wyeliminować i nie jestem pewien czy kiedyś będę potrafił. Po prostu czasem człowiek jest taki jaki jest i mało można na to poradzić. Niestety ostatnio ataki nie mają swoich granic, ani limitów i zaczynają mi działać na nerwy. Jestem prawie pewien, że jeszcze bardziej wrażliwa osoba mogłaby się załamać.
Ja mimo wszystko staram się tą całą sytuację analizować, po to by odnajdywać w niej zależności i wszystko obracać w rodzaj prezentu dla mnie. Wtedy krytyka nie staje się wredną reklamacją ale jest drogą do doskonalenia. Dzięki niej jestem na ścieżce eliminacji wad i poprawy siebie.
W tej całej sytuacji pracy nad relacją z kobietą zastanawia mnie jak zrobić aby osiągnąć na końcu sukces. Zauważam pewne mechanizmy które za każdym razem wykazują cechy podobne. Być może warto pogrupować je i posegregować tak by wiedzieć która grupa najbardziej przeważa. Następnie można zacząć pracę nad najbardziej dominującą w upierdliwości cechą zgodnie z zasadą Pareto. Największy mam problem z tym, że wszystkie reklamacje z uwagi na moje zaniżone poczucie wartości niestety wpływają na mnie destrukcyjnie. Odbieram je ciągle jako swoisty rodzaj podcinania mi skrzydeł. Zauważam u siebie dziwny mechanizm kiedy wzmożona krytyka leci do mnie w postaci dział armatnich lub rakietnicy. Ten mechanizm sprawia, że albo chce mi się uciekać albo chce mi się walczyć. Kiedy uciekam jest źle. Kiedy walcze jest jeszcze gorzej. Myślę, że pierwotne instynkty które siedzą w każdym człowieku najbardziej widoczne bywają w relacjach z drugim człowiekiem. Szczególnie w takiej sytuacji jak moja, objawiają się w sposób komiksowo przerysowany.
Mam wrażenie, że przytrafiają mi się sytuacje książkowe, rodem z lekcji psychologii dla przedszkolaków. Bardzo chciałbym wydobyć z siebie pokłady odporności na krytykę tak by móc sytuacją zarządzać, a nie poddawać się głupiej wojnie. Niestety często w moim przypadku jest to bardzo skomplikowane. Mam przeświadczenie, że szczególnie kobiety, które rozgryzą mechanizm jaki zachodzi w głowie faceta mają predyspozycje by stosować tego rodzaju manipulacje. Jest to niszczycielska gra która nie buduje absolutnie nic w związku. Za to siła stworzonego tajfunu pozostawia ogromne zniszczenia nawet wtedy gdy wyprodukowane emocje już sobie pojdą.
To ja sobie posiedze jeszcze nad oceaniczną bryzą i poczekam, aż przyjdzie mi do głowy co z tym robić dalej…
Aha… W związku zawsze ktoś ma jakieś oczekiwania.
I pomyśl sobie, że ja teraz mogę śmiać się za głośno, jeść co chcę i kiedy chcę. Nie ważne co wymyślę nikt nie ma prawa się przyczepić. Może i jestem sama ale nie czuję się samotna, bo wciąż doskonale pamiętam że najbardziej samotna byłam będąc w związku, i nie miałam prawa nawet się skarżyć, bo przecież nie byłam sama…
Znosiłam to dlugo w pogoni za moim Wyobrażeniem szczęścia. Tyle że szczęśliwa nie byłam wcale. Poznałam za to sztuczną grę pt „Wszystko jest świetnie”.
Więc wiesz, przemyśl to, bo często nie warto dla samej wiary w idealne szczęście.
No….chyba powinieneś przestać się tak głośno śmiać,uważać na to z kim i o czym rozmawiasz,przed parkowaniem spytać się gdzie jest najlepsze miejsce,wolniej jeździć,szybciej chodzić…i może odnajdziecie szczęście😂😂😂 Myślę że powinieneś przedefiniować ważne aspekty związku Miłość nie polega na zwiększaniu odporności na ataki drugiego człowieka,tylko zwiększaniu akceptacji na małe dziwactwa,które każdy ma…Za głośny śmiech?To jakby powiedzieć za bardzo okazujesz radość….Konstruktywna krytyka tak,ale to zabijanie „JA” A śmiech ukochanej osoby powinien sprawiać radość a nie denerwować Coś tu jest mocno nie tak…
Twój blog, przy okazji dodam, że rewelacyjnie pisany czyli z tzw. pazurem, przypomina pisankę niejakiego Witkiewicza pt. Jedyne wyjście. Autor udowadnia tam na niezliczoną mnogość sposobów tezę o niemożliwości bycia z kobietą. Na końcu dochodząc do wniosku takiego jak w tytule. Zaś co do meritum odwołam się do militariów. Otóż jeśli dwóch żołnierzy równych stopniem wysyła się na patrol to jednego z nich ustanawia się dowódcą.
Serdeczności i pozdrowienia z Krainy Loch Ness 🙂
Dziękuję za uznanie! Jedyne wyjście już zamówiłem 😃 dzięki za inspirację przeczytam na pewno!