Site icon Www.nieprzemakalny.com

12 kwietnia 2019

Właśnie mam nową refleksję na swój własny temat i na temat moich ciągłych niedawnych refleksji. Myślę, że ostatnimi czasy zbyt wiele analizowałem rzeczy nieanalizowalnych. Rozkładałem na czynniki pierwsze moje poprzednie relacje z kobietami, następnie relacje tych kobiet z ich rodzinami, robiłem operację mózgu z tego ile schematów z ich domów zostało przeniesionych w gratisie do naszych związków i jak to na nas wpłynęło. Potem co na co wpłynęło, a co nie wpłynęło, co mi się dzięki temu udało, a co nie udało. I powiem Wam szczerze – ni cholery nie czuję się przez to mądrzejszy. Bardziej czuję się tak jakbym właśnie przeczytał książkę pt. „Psychologia dla nierozgarniętych” i cały czas udawał tego nierozgarniętego. A już na pewno nie czerpię z tych analiz żadnej satysfakcji, bardziej jakąś złą energię upiorów nieswojego dzieciństwa. Ostatnio im więcej wniosków i wszechświatowych rozkmin, im więcej przeczytanych mądrości i prawd oczywistych tym czuję się bardziej głupszy. Przeintelektualizowałem te moje relacje. Włączyłem w ten proces zadumy nad życiem wszystkie moje procesory, a na końcu tak się w tym przegrzałem, że czuję się wyprany jakbym proces myślowy realizował już tylko samym wiatrakiem od chłodzenia tych procesorów, kręcąc się jedynie w kółko w oparach gwiezdnego pyłu po czymś czego już dawno nie ma. Jestem teraz bliżej uznania, że moje dawne związki to cienie od lamp, które już dawno nie świecą, a jedyne zawalają mi przestrzeń w głowie i jedyne co mogę z nimi zrobić to je pozbierać i wynieść do punktu zbiórki sprzętu AGD.

John Lennon powiedział kiedyś, że on i Yoko „jako intelektualiści nie wierzą w małżeństwo, tylko nie kocha się intelektualnie”. Ja myślę, że dziś jestem krok dalej. Jako pretendent do bycia intelektualistą, coraz mniej wierzę w miłość, nie wspominając nawet o tym co myślę o małżeństwie… Za to wierzę, że gdy zwiążesz się z niewłaściwą dla Ciebie kobietą nie tylko występuje duże ryzyko, że spieprzysz sobie z nią resztę życia… Niestety możesz też spłodzić z nią potomków, a wtedy to już prosta droga do powołania całej sztafety szczęśliwców podobnych do Ciebie. Ostatecznie wtedy masz pewność, że ten koszmar nieodpowiednich doborów nie skończy się tylko na Tobie. Dlatego trzeba bardzo uważać na swoje wybory.

Jakiś czas temu mój kolega wysunął wniosek na temat swojego małżeństwa, że najgorzej to jest być w związku z kimś toksycznym. Mnie z automatu pocisnęło się na usta, że jeszcze gorzej jest być z kimś pierdolniętym. I tak tą niewyszukaną puentą, w porozumiewawczej męskiej zadumie zmieniliśmy temat na weselszy.

Korci mnie by ostatecznie zdeponować w koszu i porzucić już te biadolenia na temat niespełnionej miłości, marzeń, złych małżeństw, niedobrych kobiet, zdziwaczałych żon i skupić się na tym co najważniejsze jest w tej chwili dla mnie. Skupić się na tym co mi jeszcze w życiu zostało. W tym tygodniu mój brat przesłał mi obrazek z aplikacji wyliczającej, ile jemu jeszcze zostało. Ucieszony, że nie czeka mnie w najbliższej przyszłości pogrzeb brata oraz pogrążony w refleksji nad sobą i moimi refleksjami zbliżam się wielkimi krokami do momentu, kiedy zaczynam czuć się coraz bardziej wyzwolony od wszelkich wpływów złych i dobrych ludzi – w tym kobiet i nie kobiet, mężatek i nie mężatek, kochanek byłych, obecnych i też przyszłych, które jeszcze nie przeczuwają, że może im kiedyś przyjść do głowy jakaś misja zmiany mnie i wizja spieprzenia sobie z tą misją życia.

Pracuję usilnie nad tym by jedyne na co będę jutro liczyć to dar od życia w postaci kolejnego dnia z którego ucieszę się na wieść o tym, że spędzę go sam ze sobą. A jeśli się nie obudzę to mam to gdzieś, bo przecież nie będę o tym wiedział. Tym minimalistycznym podejściem zwracam mój los karmie stając się wyzwolony od żądzy władzy, seksu, pieniędzy i przymusu bycia z kimś. Nastawiam się na relaks i odcinanie kuponów od stylu życia, który dotychczas prowadziłem, tak by pod jego koniec nie musieć sobie zamawiać trumny z kieszeniami na kasę, której planuję wtedy już zupełnie nie mieć. W ten prosty sposób zbliżam się coraz bardziej do siebie, a my z sobą o dziwo coraz bardziej się przez to lubimy.

Pomyślcie po co się tak umęczać szukając odpowiedzi w innych ludziach, nastraszając się ich wadami i tym jakie krzywdy pozwoliłem im sobie wyrządzić. Rola ofiary jest bardzo wygodna, ale też destrukcyjna dla wszystkich. Dlatego z nią zrywam. Bo jaki jest sens zarzucać całemu zastępowi kobiet braków, których na samym końcu człowiek podświadomie szuka u siebie. A może jest tak, że nie znajdując tego czegoś w sobie odgrywamy się na całym świecie. Podczas gdy – jak to śpiewa Panasewicz: „ludzie są i nie będą nigdy lepsi… Tacy są…”.

Jestem ciągle na jakimś życiowym zwrocie. Tym razem relaksacyjno-metafizycznym ale też wygląda na to, że jest on, mam nadzieję, w stronę własnego szczęścia. Świadczy o tym chociażby fakt, że moje lata da się podzielić przez siedem, a podobno człowiek zmienia się właśnie co tyle lat. Kiedy o tym myślę to dociera do mnie, że już najwyższy czas, aby tym wszystkim „niedobrym” ludziom odpuścić. By pogodzić się i darować moim byłym kobietom to, że chciały zadawać się z kimś takim jak ja, a ja nie byłem na to gotowy. Dlatego każdy chciał kogoś zmienić. One po prostu takie już są i w reakcji ze mną były takie jakie były. To niezwykłe jak banalny w swej prostocie jest ostateczny wniosek z tych moich badań.

Jak to powiedział Forrest Gump w czeskim dubbingu: „Život je ako bomboniéra…”. Forrest to mądry człowiek. W polskim tłumaczeniu Forrest dodał: „nim ruszysz w drogę trzeba zostawić za sobą przeszłość”…

Zatem bardzo postaram się zostawić już za sobą przeszłość moich byłych. Może z kobietami jest zupełnie tak jak z wódką? Która flaszka jest najlepsza? – następna…!

Exit mobile version