Site icon Www.nieprzemakalny.com

19 stycznia 2019

Myślę, że w pewien szczególny sposób mogę być naznaczony. Może nie tak jak mesjasze, bohater Dziecka Rosemary, ani bohater Dnia Świra ale zawsze. W moim przypadku nie chodzi o to, że mam pieprzyk na tyłku, niesymetryczną przegrodę w nosie, ani sprany mózg od silnych doświadczeń z kobietami. Mam pewną wadę fabryczną i jest to zdiagnozowana przez psychologa osobowość doznań.

Jest to wada, którą w sobie lubię i którą już dawno przekułem w moją najfajniejszość. Jest to też kluczowy czynnik stanowiący podkład do zrozumienia moich relacji z kobietami. Wyobraźcie sobie, że macie kurkumę. Najbardziej zdrową przyprawę świata, główny składnik curry. Tylko, że bez stymulacyjnych dodatków w postaci pieprzu cayenne, papryki i innych przypraw nigdy kurkuma nie stanie się antyrakową curry. Nie ważne czy spuścicie ją do rosołu czy do kibla. Efekt będzie identyczny.

Podobnie jest z osobowością doznań. Sama w sobie jest fajna. U mnie objawia się delikatnym rodzajem pierdolca. Potrafię robić notatki, kiedy przypadkowo rozmawiam z nowymi ludźmi. Mam cały telefon inspiracji. Namiary na rejsy po Karaibach, filmy do koniecznego i bezzwłocznego obejrzenia, muzykę, którą natychmiast powiniennem przesłuchać, inspirującą książkę, którą mi ktoś polecił gdy mnie zobaczył, uliczkę w Rio i Barcelonie, które trzeba zobaczyć, lokale na końcu świata w których występuje jakieś rzadkie zjawisko, ale też w Łodzi i Krakowie, które trzeba odwiedzić, potrawy, które trzeba ugotować, ciekawostki do sprawdzenia kiedy nie uwierzyłem, że tak jest, cytaty, które gdzieś usłyszałem i masę odlotowych pierdół. A potem ten świat notatkowych inspiracji wiruje mi w głowie i ożywa. Ostatnio łapię się na tym, że mam też tak, że w nocy, jakby w samotnym transie planuję sobie najbliższe dni, a potem rano budzę się z biletami lotniczymi, biletami na koncerty po świece, wejściówkami na fajne warsztaty i szkolenia, z nowymi znajomościami umówionymi, by wspólnie zdobywać planetę Ziemię i sam do siebie mówię „Wow! Ja pierniczę!!!”. A czasem jest zwykłe „czemu wcześniej na to nie wpadłem!?”. I chodzę i jaram się pół dnia, jakbym wynalazł koło od roweru.

Jednak najfajniej jest mieć pierdolca w stereo. Lubię słuchać ukochanych Beatlesów w mono ale do cholery ile można!? Niestety, odkąd wyparowała mi partnerka z tą samą diagnozą osobowości doznań co moja, jestem zmuszony do kijowego mono. A ONA miała jedną kluczową cechę – stymulację. Wiem, wiem, wiem… zaraz od Was się dowiem, że w dojrzałym związku ważne jest bezpieczeństwo, poleganie na partnerze, stałość, uczucie, szacunek, miłość i jeszcze pare innych bardzo ważnych spraw. I ja się z tym zgadzam. Wszystko ogromnie ważne. Tylko w zasadzie wszystko to można wypracować. Jestem pewien, że jeśli tylko to z kimś chcecie mieć, a ten ktoś nie jest ani psychopatą, ani debilem, jest ogromna szansa, że to będziecie mieć. Wystarczy abyście tego chcieli razem i się na to umówicie. Problem polega na tym, że jest jedna rzecz, której nie da się wypracować ani wyuczyć, ani się na nią umówić – stymulacja. Może być fajnie, miło, ciepło, radośnie, bezproblemowo, tylko kiedy nie ma stymulacyjnego efektu oddziaływania na siebie partnerów, ja się zaczynam pakować i uciekam. I właśnie tak zupełnie niechcący, z niewielką pomocą pewnej ważnej dla mnie kobiety odkryłem esencję esencji kodu mojego szczęścia w związku. Crème de la crème tego co jest niezbędne do tego by było odlotowo w przypadku takiej osobowości jak moja. Odkryłem lek na raka. Dodatkiem, który wchodzi w reakcję z moją kurkumą jest u mnie obopólna stymulacja. Nie dla mnie śniadanka i rytuały weekendowe bez stymulacji, nie dla mnie nuda wieczorna bez stymulacji, nie dla mnie proza życia w „doskonałym” związku bez wad, bez stymulacji.

Bo przewaga konkurencyjna wymarzonej przeze mnie dziewczyny nie polega niestety jedynie na tym, że będzie coś ze mną przeżywać, że będzie mną zafascynowana, gdy ja będę ją sobą animować. To jest zagwarantowane jak to, że kiedyś każdy umrze, nawet jak myśli, że nie. Przewaga nad przewagami kobiety od której nie spierniczę nie polega na tym abym ja na nią działał, a ona tym zacieszała. Tylko na tym, że ona będzie mnie stymulować w równym lub podobnym stopniu co ja ją. Związek to dla mnie niestety para dwóch słońc. Jak masz osobowość doznań, nie wyrobisz z włóczeniem się przez życie z księżycem, nawet jeśli księżyc to Naomi Campbell. Zresztą Naomi jest dla mnie za wysoka…

Exit mobile version