Site icon Www.nieprzemakalny.com

13 stycznia 2019

Pozdrawiam z dalekiej ojczyzny wszystkich moich czytelników na świecie. Tu leje deszcz od kilku dni. A ja jestem pozbawiony energii i pokonany. Ale uspokoję, że tym razem nie przez żadną kobietę, tylko przez bachatę. Niebawem wybieram się na wyspę skąd pochodzi ten taniec i niepodobieństwem by było, abym ośmielił się go wcześniej nie nauczyć tańczyć. Przeszedłem błyskawiczne weekendowe przeszkolenie. Moje przyswajanie nowych rzeczy jest czasem ociężałe. Jako że nie jest to jeszcze czas na starość i otępienie, zwalam to na intensywność kursu, brak alkoholu we krwi oraz słabą jakość tlenu. W każdym razie taniec nauczony. Nie wiem tylko jak dadzą sobie teraz ze mną radę świeżo napotkane wyspiarki. Już raz wyjątkowo wkurzyłem pół setki samotnie tańczących kobiet w Jerozolimie, kiedy z żadną nie ośmieliłem się nawet zatańczyć, kompletnie nie wpasowując się moją kizomba freestylem w ich rytmy latyno. Jak widzicie wyciągam błyskawicznie wnioski i wcale się nie poddaję. Wierzę, że zgodnie z zasadą kodu szczęścia kompromitacja jerozolimska była po to by umiejętności taneczne wyrafinowanej bachaty do mnie przylazły w postaci kursu. Dziura w umiejętnościach pokryta natychmiast, a porażka przekuta w sukces. Nie mam dziś wątpliwości, że wszystko przychodzi jak i odchodzi od nas z jakiegoś powodu.

Teraz jestem na etapie, kiedy mogę sobie pozwalać na niekończące sprawozdania i bilanse życia. Niestety nie mam bladego pojęcia jaki jest powód tego, że tak wiele dotychczas ode mnie odeszło i tak niewiele przyszło. Nie mówiąc, ile dziur w głowie zostawili ci co odeszli.

Nie mam bladego pojęcia co by się złego stało, gdyby z tych wielu rzeczy, które sobie ode mnie odeszły kilka z nich zostało… nawet na zawsze.

Na pewno żal mi moich bujnych włosów à la Robert Plant. Nie wyrwała mi je żadna fanka. Wszystkie skończyły w kanalizacji. Teraz inspiracją może być dla mnie tylko ich przeszczep à la Elton John.

Brakuje mi mlecznych zębów. Były strasznie szpetne, ale nie trzeba było o nie dbać i myśleć o dentyście. Przykre jest, że zęby nie odrastają nam jak u rekina ludojada. Czemu rekinom mleczne nie wypadają?

Brakuje mi żółwia Alego. Przeżył ze mną 30 lat. Mieliśmy bardzo dobry kontakt i pełną akceptację siebie. Zabierałem go ze sobą wszędzie, głaskałem po skorupie, rozumiał mnie i był moim przyjacielem, mimo że był od urodzenia głuchy i ospały. Do tego po tym jak próbował popełnić samobójstwo, wybierając wolność przez skok na główkę z balkonu, a nie zabił się dzięki antenie satelitarnej, która zmieniła trajektorię jego lotu wierzyłem, że nigdy go już go nie zabraknie. Kto by przepuszczał, że skończy u kogoś jako popielniczka. Czy nie mógł sobie żyć jak człowiek?

Brakuje mi też mojej papugi Kasi. Była jedyną kobietą w moim życiu, która zachodziła ze mną w ciąże urojone znosząc mi co miesiąc jaja, a potem dumna z siebie siadywała mi na ramieniu wyjadając z mojego ucha woskowinę swoim dziobem. Do dziś uważam to za przejaw kobiecego ciepła i miłości. Czy nie mogła być przy mnie już na zawsze?

Brakuje mi słoików, do których łapałem z moimi przyjaciółmi jaszczurki, kiedy mieliśmy po 8 lat. Czy trzeba je było gubić?

Brakuje mi kompotu agrestowego mojej babci, najlepszej zupy pomidorowej na świecie oraz makowca, na które przepisy zabrała do grobu.

Brakuje mi psa Seniora, który był jedynym zwierzęciem w moim życiu który jako wilczur czuł potrzebę udawania dla mnie rasowego rumaka, kiedy go ujeżdżałem. Lubił też udawać groźnego smoka, gdy wkładałem mu całą rękę w paszcze. Co by szkodziło by sobie obok mnie hasał?

Brakuje mi zaczarowanego ogrodu moich dziadków, w którym spędziłem dzieciństwo w roli króla dżungli, gdzie latałem z łukiem na golasa i pozorowałem pościgi za kotami. Do tego ogrodu nie miałby startu tajemniczy ogród z filmu Agnieszki Holland. Dziś stoją tam obskurne blokowiska. Czy Agnieszka nie mogłaby robić kolejnych remake’ów swoich filmów w tym właśnie ogrodzie?

Na koniec brakuje mi sakrum bliskości z inną duszą opakowaną w ludzkie ciało. Idealnie kobiety, którą mógłbym kochać do końca życia. Czy wszystko musiało gdzieś wyparować?

Zastanawiające jak wielu jest takich samounicestwionych przez przeszłość jak ja. Dziś, tylko przez chwilę w nocy spotkałem ludzi toczących się w poszukiwaniu choćby dotyku drugiego człowieka. Żebrzących o niego. Rzucających mi się bez powodu na misia w ramiona, zachwyconych w odruchu desperacji, że mnie widzą, a już za chwilę, proszących bym nie zapomniał zostawić ich w spokoju. Kontemplujących w samotności fazę dołu psychicznego, kiedy barman nie zdążył im donieść wystarczającej dawki alkoholu by tą własną zawiechę jakoś przetrwać z kimkolwiek lub ze mną. Tylko przez chwilę idąc przez miasto, mijałem grupy histerycznie nagich dusz, szukających tego czego nigdy już pewnie nie znajdą. Romantycznych schizofreników XXI wieku. Kiedy tak na nich patrzyłem… „ja pierdolę!” pomyślałem – jacy my wszyscy bywamy samotni w tym życiu. Spotykam ostatnio armie zwichrowanych doświadczeniami ludzi. Przestraszonych, by komuś zawierzyć, budujących w sobie mur z cegieł trwalszy niż ze spiżu. Kiedy nieustannie pada deszcz, tak jak wczoraj i dzisiaj, a ja idę i spotykam to morze nieszczęśliwych ludzi, to myślę, że im człowiek starszy tym większy kac u niego po życiu. Większe obrażenia po kontaktach z drugim człowiekiem, przenoszone na kolejne relacje w postaci braku w nich szczęścia. Blaza rozlana na odmęty wewnętrznego smutku. Skąd się biorą ci samotni ludzie…?

Może wszystko to wina facetów. A może wszystko to wina kobiet. Gdzie są partnerzy tych szlajających się po mieście nieszczęśliwych ludzi? Tylko wdowy i wdowcy na 100% wiedzą co robi każdej nocy ich wybranek i wybranka. A może my ludzie nie potrafimy kochać. Może kochamy oflagowywać się, że kochamy, bo taki program leci nam w głowie, wgrany międzypokoleniowo z dziada pradziada. Może kochamy blichtr bycia zakochanym, bo jest to ten dziecinny element euforyczności, który kompensuje nam jakąś nostalgiczną pustkę po czymś co na końcu istniało tylko w naszej głowie jako podstępny fantom. Może sami budujemy fantoma tęsknoty idąc przez życie, miksując doświadczenia z byłymi partnerami i z wyobrażeniami o nich. Kiedy patrzymy na tylko te pozytywne rzeczy, rodzi nam się tęsknota za czymś, co nigdy nie istniało, a może nawet nie występuje w przyrodzie. I nigdy raczej u nas nie wystąpi.

Trudno jest prosto żyć w tym świecie multiwymiarowych zależności od tych, którzy błądzą w ciemnościach. Te ciemności to niestety nie cienie wysokich słoneczników, ponad którymi jest słońce. To bardziej niedoświetlona część mózgu, przekomplikowująca proste rzeczy z braku rozumienia ich prostoty. Lewa półkula, często tak pokręcona, że na końcu tych zwojów jest już tylko odrętwienie, wraz z samobójczą tęsknotą za końcem czasu w pakiecie. I jak tu w tym bagnie umysłowym można chcieć jeszcze być wiecznie młodym albo żyć wiecznie. Nie dziwię się nieśmiertelnym wampirom, że sobie nie radzą i zrobiłyby wszystko by móc wreszcie umrzeć. A potem wstąpić do spokojnego piekła, by móc zniknąć z tej ziemskiej męczarni…

Exit mobile version