Site icon Www.nieprzemakalny.com

6 kwietnia 2019

Groucho Marx powiedział kiedyś dwa mądre zdania pod rząd, które zapisałem sobie jak miałem 13 lat i do dziś mam je gdzieś w głowie zasymilowane w pełni z moją psychiką: „Nigdy nie będę należał do żadnego klubu, który by chciał kogoś takiego jak ja za członka. To kluczowy dowcip mojego dorosłego życia i odnosi się do moich stosunków z kobietami”.

Wygląda na to, że mam identycznie jak Groucho, tylko nie jestem pewien czy z tych samych powodów. Jestem weteranem dziwnych związków z kobietami. Wszystkie z tych kobiet bardzo chciały mieć mnie za członka ich klubu, tylko kiedy zaczynam to analizować, moje członkostwo nie komponowało się z ich niepisanym regulaminem. Ich główną misją, kiedy były ze mną było to bym ten regulamin sobie wbił na pamięć do głowy i zaczął go używać wymiennie z 10 przykazaniami lub nawet lepiej zamiast. Te poligony z kobietami i lekcje jakie z nich wyniosłem bardzo zmieniły nie tylko moje postrzeganie relacji, ale też z perspektywy dziś wywołują u mnie awersje do wszelkich związków. Notabene przypomniał mi się dowcip na temat jednego przykazania, tego o niepożądaniu żony bliźniego swego – chodzi o to byś nie robił tego, bo na końcu ta żona bliźniego będzie identyczną zołzą jak ta Twoja, więc po co się o nią starać i się męczyć…

Zacząłem to sobie wszystko analizować, kiedy zdałem sobie sprawę, że na cztery kobiety zaliczyłem cztery życiowe kwasy. Oczywiście ciągle dopuszczam wariant, że to ze mną jest jednak coś nie tak. Tylko, że tą myśl dopuszczam coraz rzadziej. Otóż wygląda na to, że przyciągam kobiety w jakimś stopniu odrzucone przez swoich ojców. Takie u których ojciec w ich młodym życiu był albo zaginiony w akcji, albo nieobecny emocjonalnie, albo despotyczny, albo relacja z nim była szkodliwa dla zdrowia i najzdrowiej było jej wtedy unikać. Do tego każdy z tych ojców jakoś myślę nie akceptował i nie chwalił swych córek, nie obdarzając ich doświadczeniem pierwszego męskiego podziwu. Myślę, że taki stan w dzieciństwie małej kobiety mógł mocno wpłynąć na ich obniżoną samoocenę również w dorosłym życiu. A to już prosta droga do kaszany w relacji z ich późniejszymi mężczyznami i to w sposób raczej niszczący dla tych mężczyzn. Kobiety, które spotkałem na swej drodze życiowej z jakichś powodów potrzebowały mężczyzną rządzić i nad nim dominować. Obstawiam dodatkowo, że przez jakieś ukryte lęki przed odrzuceniem bardzo potrzebowały mieć pełną kontrolę nad swoim facetem. Ten styl „ustawiania” mnie pod ich dyktando zaczął się u mnie już od irytującej relacji z matką, a potem przełożył się niemal jeden do jednego na trzy kolejne długie związki. Na końcu z tych związków wyszło jako to mówią zgrabnie Amerykanie – mnóstwo niczego.

Przy okazji tych dogłębnych analiz bagna, po którym dotychczas stąpałem zdałem sobie sprawę z tego jak wielką rolę w życiu kobiety pełni w dzieciństwie jej własny ojciec. A przy tej okazji nachodzi mnie refleksja jak łatwo można spierdolić ten pierwszy kontakt kobiety z mężczyzną-ojcem tak, że ta kobieta o ile nie weźmie się jakoś za siebie w dorosłym życiu na kozetce u psychologa, już raczej do końca będzie miała trudności w budowaniu zdrowych relacji z mężczyznami. Więc Panowie ojcowie córek uważajcie… Zastanawiające jest jak to możliwe, że wszystkie kobiety jakie dotychczas spotkałem i pokochałem poczynając od mojej matki poprzez życiowe partnerki miały jedną cechę wspólną – pewien rodzaj skłonności do depresyjnych zachowań przeciwko mnie, które na końcu wywołały efekt, że już się raczej nie kochamy. Przez chwilę biłem się z myślami czy nie jest przypadkiem tak, że jak się w kimś zakochasz to w końcowej fazie niemal z automatu prędzej czy później Ci ta miłość spieprzy. Bo gdyby tak było, receptą na kobiecą mini depresję, mogłoby być się w tej depresji zakochanie i odczekanie aż ta depresja na dobre sobie gdzieś spieprzy uciekając w panice przed miłością do niej.

Podobno przez 10 minut całowania można stracić od 120 do 350 kcal. Myśleliście, ile kobieta może stracić kcal podczas nawalania na swojego faceta? Czytałem ostatnio taki dowcip: „Żona długo krzyczała na męża i już chciała się uspokoić i zakończyć kłótnię, ale w tym momencie mąż powiedział do niej: uspokój się”. No żesz kurwa mać – wypisz wymaluj sytuacja z mojego rodzinnego domu, z dzieciństwa. Tam się wszystkie moje złe doświadczenia zaczęły. Potem nie różniły się praktycznie wcale od pasma tych samych mechanizmów kłótni z moimi partnerkami życiowymi. A wszystkie łączy wspólna cecha. Uwielbienie do napierdalania. Niestety na tą niezwykle budującą właściwość nakładała się jeszcze super cecha pasująca do nowomowy polskiej – niezłomność w swoich racjach. Albo się zgodzisz z kobiecym punktem widzenia i przesuną Ci granicę damsko męską albo pójdą się gdzieś doładować, jak się wyczerpią, a następnie rozpoczną napierdalanie od początku. Widziałem to już za młodu u mojej babci numer jeden i babci numer dwa. O obydwóch mych babciach w ich kręgach rodzinnych mówiło się „dusza ludzie” co nie przeszkadzało tym duszom w mojej obecności nawalać w dusze moich dziadków. Z perspektywy małego gówniarza, którym wtedy byłem nie dało się ocenić motywów dziadkowych zbrodni na ludzkości, za które otrzymywali karę. Pamiętam jak przez mgłę, że jeden dostawał po łbie za to, że kochał życie i był sobą, a drugi już tylko za to, że był sobą, bo nie pamiętam, czy kochał życie. Jak jest się małym trudno stwierdzić kto ma rację. Niezależnie od tego pewien schemat zaczął w mojej głowie już wtedy kiełkować i był to rodzaj wojskowej fali przeprowadzanej na facetach przez kobiety rodem z małżeńskiego wojska. Jedyne co z tego dobrze pamiętam to ten swoisty rodzaj wycofania i smutku u tych mężczyzn. Czy to nie dziwne, że napatrzyłem się na identyczną kobiecą falę w relacji moich dziadków, rodziców i u moich partnerek w relacji ze mną. Niezależnie, czy mówimy o pierwszej kobiecie z zauroczenia sprzed 20 lat czy o tej ostatniej, którą niektórzy wytrwali czytelnicy bloga znają z mych opisów pewnie lepiej niż poprzednie. Kiedy o tym myślę, wyświetla mi się w głowie obraz kobiet z armii żołnierzy niezłomnych. Niezłomnie pięknie umieją one tak napierdalać…

Słyszałem wczoraj taki tekst od jednej z moich eks jak to tłumaczyła, że nawalała mnie, bo „kłótnie są takie oczyszczające”. Tak sobie myślę czy te wszystkie niedoczyszczone kobiety nie mogłyby chadzać gdzieś się oczyszczać bez naszego udziału i wracać oczyszczone z tej agresji? Jakoś nie wierze, że da się coś z kimś zbudować, jak tego kogoś wykorzystujesz, bo Ci zabrakło kasy na wykupienie abonamentu na strzelnicy…

Jak to mówią: „Bóg stworzył kobietę ostatniego dnia… znać wyraźny pośpiech”.

Exit mobile version