17 lutego 2021

Woody Allen powiedział kiedyś: „Ci dzisiejsi psychoanalitycy! Za dużo biorą. Za moich czasów za pięć marek przyjmowałby cię sam Freud. Za dziesięć marek przyjmowałby cię i prasował ci spodnie. Za piętnaście marek pozwoliłby ci przyjmować siebie, plus dowolne dwie jarzyny do wyboru wliczone w cenę”. Wyjątkowo trudno jest teraz o dobrego psychoanalityka dla faceta takiego jak ja. Ale jeszcze trudniej jest o dobrego faceta jak ja dla psychoanalityka.

Dzisiejszy świat terapeutów zaczyna mi doskwierać i mnie sobą przytłaczać. Zazwyczaj trafiam w tym świecie na kobiety. Często nijakie. Czasem takie sobie. Dziwne. O ile są ładne i mądre pozwalam im na więcej. Tym ładnym na pranie się po pysku w zamian za ich pozwolenie łapania się za tyłek i nie tylko tam. To przytrafia mi się nader rzadko. Z tymi brzydkimi nie za wiele mogę porobić. Zwyczajnie pozwalam im na bycie sobą. Z litości daje im się naciągnąć za garść mądrości z których i tak mało wynika. Podobnie jak Woody daję każdej szansę tak z rok, tylko nie wiem czy po takich doświadczeniach będę miał jaja by tak jak on chcieć pojechać do Lourdes, by móc pojednać się z Bogiem. 

Moja wczorajsza sesja zaczęła się od zjebki o to, że nie uregulowałem należności za poprzednią sesję. Jak u każdej kobiety jak zwykle chodzi o głupstwo. A ja na to, że „rzeczywiście tak szanowna pani, że przepraszam panią, że dziś niezwłocznie zapłacę, oczywiście…, że niestety zapomniałem i że niezmiernie jest mi w tym względzie przykro…” – grzecznie, kulturalnie… i dupa. Ona jedzie dalej. Ma przyjemność z gadania kilka razy tego samego tylko w innej formie podmieniając wyrazy na bliskoznaczne. Kolejna hetera mi się trafiła. Takie rozpoznaję na kilometr. Kastrują faceta za to, że mu się przytrafiło być facetem. Siódma minuta mojej sesji a na tapecie ciągle to samo. „Co mi robi, że tak traktuję ludzi?”, „Dlaczego umówiłem się na coś i nie dotrzymałem danego słowa…?” – rozpacz o parę złotych… Emocje jak na grzybach. Zupełnie jakbym słyszał moją przyszłą ex-dziewczynę. Odliczam w głowie do dziesięciu, po kilka razy. Wycisza mnie to… Wreszcie przechodzimy do meritum. Pole minowe reklamacji z dupy wyjętych zmieniamy na coś swojskiego. Głęboki oddech i zaczynamy sesję od nowa. Teraz jak gdyby nigdy nic będziemy wałkować moje dzieciństwo. Znów można odetchnąć przy bezpiecznych tematach. Tylko na cholerę trzeba było podnieść sobie ciśnienie duperelami o wartości jakichś trzech jointów lub butelki Jacka Danielsa z colą? Na koniec zaproponowałem, że zapłacę za miesiąc z góry a i tak było źle i się nie przyjęło…

Jak to powiedział niepodrabialny Charles Bukowski: „Nie sposób jest dojść do ładu z kobietą. To absolutnie niemożliwe”. Zresztą ja doświadczam tego z każdą, którą spotykam. Nawet taką, którą opłacam by raczyła wysłuchać mojej pozornie smętnej historii, z której niewiele dla kogokolwiek ciekawego wynika. Opłacam te mądre panie, gdyż nieustająco poszukuję odpowiedzi czemu nie nadaję się do budowania związków z kobietami. Zwłaszcza z takimi, które wykazują otwartość na budowanie ze mną czegoś. A może ja mam zupełnie jak Groucho Marx – „Nie mam zamiaru należeć do żadnego klubu, który chciałby mnie na członka”. Jak sięgam pamięcią zastanawiam się czy ja kiedyś byłem choć trochę idealnym partnerem dla kogokolwiek przez ostatnie trzydzieści lat? hm… nie, chyba nie byłem. Ale może? – nie, jednak nie. Tak samo mam z byciem klientem pań trzymających mnie na swojej kozetce. Nie umiem być ani ich pacjentem, ani klientem, ani petentem. Kochankiem też nie, bo rzadko fizycznie mi one odpowiadają. Myślę, że ta cała sytuacja mnie gdzieś podświadomie irytuje. To chyba nie jest do końca normalne, kiedy facet szuka pomocy u kobiety i jeszcze dostaje po głowie, gdyż spóźnił się z płatnością za tą jej nieocenioną pomoc.

Nieustająco dręczy mnie pytanie jak na przyszłość zabezpieczyć się przed tak niezręcznymi sytuacjami. Ponoć najlepszy środek antykoncepcyjny to środek dupy. Jeśli to prawda jakiekolwiek zabezpieczenie nie jest mi zupełnie potrzebne. Z drugiej strony słyszałem, że los zsyła nam tylko takie problemy z którymi umiemy sobie radzić. Więc albo sobie poradzę albo to nie jest mój problem. 

Kobiety rzadko kiedy mają odrobinę klasy w tym co sobą reprezentują w jakiejkolwiek konfrontacji z mężczyzną. Ujebanie sobą faceta w imię ich stereotypów jak powinien wyglądać „idealny” związek seksualny, relacyjny, biznesowy, terapeutyczny to przecież żadna sztuka. Faceci są zazwyczaj piekielnie plastyczni, kiedy widzą zgrabne ciało, którego potrzebują tylko dlatego, że go tylko potrzebują. A dla mnie liczy się zdecydowanie forma nad treścią. Ja nie znoszę byle jak, byle gdzie i byle z kim. Wszystkie nawet pozorne przyjemności wymagają oprawy i formy. Co to za przyjemność ruchanie dupy na jakimś pustkowiu? Co to za radość najebać się wódką pod blokiem? Forma, forma, forma… i klasa też… Animalizm to styl dla tłumoków. Mnie potrzeba czegoś więcej. Aspiracje inteligenckie wyssałem z mlekiem matki. To co po chamsku z chamska odrzuca mnie nawet wtedy, gdy pozornie posiada jakiś swój zwierzęcy sens. Dlatego w kontaktach z kobietami nawet podczas niezbędnej im do czegoś ekspresji krytyki preferuję lekkie niedomówienie. Nachalnym przekazem o tym jak coś nie tak zrobiłem nie dojdziemy wspólnie do niczego. 

Drażni mnie, gdy napotykam na kobiety u których widoczne jest zacofanie zdrowia psychicznego objawiające się zanikiem podstawowej delikatności i subtelności. To nie jest forma kobiety tylko anty-kobiety. To twór, przed którym raczej uciekam i od którego stronię. Oczywiście sam nie jestem święty. Mam świadomość moich własnych wad i problemów jakie się za mną wloką od lat. Jestem maniakiem kabelkowym. To mój największy fetysz. Nikomu nie pożyczam kabelków do ładowania telefonu ani żadnych innych kabelków. Mam liczne wady, których nie zauważają tylko nieliczni i to jedynie przez chwilę. Mam świadomość, że oglądam się za innymi kobietami – pewne instynkty są silniejsze ode mnie. Nader szybko się zakochuję i uzależniam. Parę tygodni chodzenia za rękę, tulenie, trochę bzykania i mam w gratisie klasyczne zaburzenia osobowości zależnej, zależnej od nowej „wspaniałej” partnerki. Takie rzeczy to mój chleb powszedni. Antyspołeczne zaburzenia osobowości – kolejna drobna słabostka, która wybija na powierzchnie, kiedy za bardzo wkurwia mnie gówniany świat i jego bezład. Bo czy ja mam sobie coś wielkiego do zarzucenia? Pocieszam się nieustannie, że nie jestem ani wędrownym mordercą, ani pedofilem, ani proboszczem. Wolę uchodzić za snoba niż wykazywać się tego typu zawodową patologią. W końcu każdy chciałby wyglądać jak milion dolców. Nigdy jak milion nieszczęść. Więc akurat uważam, że jestem w mym snobizmie względnie normalny. To nic, że towarzyszy mi odwieczne niezrozumienie u płci przeciwnej. Niezrozumienie mnie, niezrozumienie moich potrzeb, krytyka mojego życia, mojej twórczości z bloga, mojego biegania oraz napiętnowanie mojego leżenia w gorącej wannie podczas gdy ponoć wszyscy „normalni” ludzie siedzą akurat w pracy… przypieprzanie się do tych wszystkich niewinnych drobnostek… Cóż… Zdążyłem do tego przywyknąć dziewczyny. Zdziwiłbym się, gdyby nagle było z tym jakoś inaczej. A co do mojego bloga? Jak mawiał klasyk Stanisław Jerzy Lec „Arcydzieło pojmie nawet idiota. Ale jakże inaczej…”.

2 myśli na temat “17 lutego 2021

  1. Miałam do czynienia z przeróżnymi terapeutami płci obojga i często odnoszę wrażenie, że te swoje dyplomy, certyfikaty, chuje muje w chipsach znaleźli.

    1. Twoje słowa to profanum sacrum a jakże są prawdziwe… niestety. Lubię te wszystkie zacnie mądre panie ale coraz mniej biorę je na serio.

Leave a Reply to Ewelina J.Cancel reply