9 sierpnia 2020

Dziś jesteśmy tymi ludźmi, przed którymi ostrzegali nas rodzice. Ja jestem na bank gorszą wersją mojej mamy. Jednak to nie starość mnie najbardziej męczy. Najbardziej męczy mnie upływający zbyt szybko czas. Jest niedziela i jak zwykle kończy mi się weekend. Stoję od rana na lotnisku z nadzieją na powrót do Polski nie przypuszczając nawet, że są na świecie ludzie, którzy oczekują ode mnie czegoś znacznie więcej. Tym ludziom zależy najbardziej by dodatkowo byłoby mi – tu cytat – „wstyd za siebie”.

Tym razem poszło o wydanie karty pokładowej, której LOT nie przewidział, że można sobie ją ogarnąć przez Internet, gdy chcesz lecieć z Majorki do Warszawy. Dlatego zamyślony stałem sobie grzecznie w długiej kolejce z napisem LOT, zupełnie nie po to by nadać bagaż, ale tylko po to by dostać kartę pokładową. W takich chwilach człowiek zaczyna doceniać dobrodziejstwo istnienia Internetu na świecie i tego jak łatwo przeważnie można się w dzisiejszych czasach odprawiać.

Problem powstał, gdy dostrzegłem puste okienko obok dwóch długaśnych kolejek, które to okienko potrafiło wydrukować dla mnie upragnioną kartę i to bez kolejki. Nie spodobało się to ryżemu kmiotkowi stojącemu dotychczas grzecznie za mną. Przybiegł do mnie wymachując mi przed oczami pazurami i nalegając, że mam wracać do kolejki. Dowiedziałem się w bonusie, że reprezentuję sobą polskie chamstwo i demonstruję buractwo narodowe za granicą, a przez takich jak ja są o „Polaczkach” – znów cytat – „takie opinie”. Zaskoczony tą sytuacją, użyłem względem tego człowieka pewnego polskiego czasownika w trybie rozkazującym. Wyraziłem tym samym malutką, lecz specyficzną i serdeczną prośbę do niego. Czasownik zaczynał się na literę „S”, a kończył na „J”. Z perspektywy czasu przypuszczam, iż w tamtym krótkim momencie tylko wszechobecne kamery uratowały mnie i jego przed bilateralną eskalacją przemocy i rozlewem krwi. Na odchodne pogroził mi już tylko, że jeszcze się spotkamy w samolocie i wtedy sprawę załatwimy do końca.

Faktycznie karma z frajerami z rodzimej ojczyzny ma się dobrze i ma w zwyczaju wracać do mnie dość szybko. Nie minęło poł godziny jak zasiadła koło mnie jego partnerka, a ów nieokrzesany jegomość przysiadł się obok niej. Pech chciał, że przydzielili nam miejsca w samolocie w tym samym rzędzie obok siebie. Ryży osobnik o posturze szczekającego burka z wielkim ego imitującym rottweilera na przywitanie zaczął ze mną monolog polegający na uświadomieniu całemu samolotowi, że jestem chamem z Polski. Siedząc tam przez chwilę zacząłem czuć się jak prostytutka, która z góry już wie, że za to na co ktoś z nią sobie właśnie pozwala nie będzie dziś mogła liczyć na żadną dopłatę. Pokornie jednak słuchałem tych absurdalnych wynurzeń próbując sobie przypomnieć najbardziej urzekający uśmiech Macieja Stuhra jaki o tej godzinie udało mi się przywołać na twarzy. Komizmu oprawie całej sytuacji zaczęła dodawać towarzysząca kundlowi kobieta, siedząca pomiędzy nami, w samym środku linii ostrzału jego kapiszonami. Ni stąd ni zowąd zaczęła grać nie do swojej bramki próbując jegomościa uciszać. Zaczęła mu tłumaczyć jak dziecku, że przecież „temu panu” – wskazując na mnie – „jest bardzo wstyd przez to co zrobił i ten pan na pewno już więcej tak nie zrobi”. Pomyślałem sobie, że ta słodka idiotka jest jeszcze głupsza od swojego lowelasa. Chciała chyba pokazać klasę, a tu wyszło jak zwykle. Uświadomiłem sobie wtedy, że kobiety, które próbują zachowywać się w ich mniemaniu „jak należy” są tak nudne, że rzadko mają wpływ na tworzenie dobrych historii. Ta konkretna była dodatkowo żenująca. Pewnie dlatego mógł jej się trafić jedynie taki ryży kretyn, a i to – jak na nią może być na dłuższą metę trochę zbyt wiele.

Na szczęście mój zachwyt z rozwoju sytuacji już wkrótce nie miał granic. Tuż po starcie okazało się, że w samolocie jest wystarczająco dużo wolnych miejsc, by ta urocza parka kierując się swą wysublimowaną godnością osobistą, poszła sobie za głosem serca i zdystansowała się ode mnie społecznie. Fortunnie na tyle daleko, że dość rychło jedyne co mi po nich pozostało to niesmak. W ten oto sposób mogłem skupić się przez resztę lotu już tylko na sobie i na uspokajaniu mych zszarganych przez prostaków nerwów.

Nie jest w życiu lekko, kiedy lotniskowe przygody to dla Ciebie codzienność. Przecież nie dalej jak w piątek o szóstej rano rozpocząłem trip do Hiszpanii, a tu już trzeba wracać i to w tak kontrowersyjnym stylu. To smutne, że podstępnie wyciekający nam czas trzeba marnotrawić na lotniskowe brednie. Dopiero co rozpocząłem mój trzeci postpandemiczny atak na lotnisko Okęcie, a już walczę z przygłupami z tego lotniska rozsianymi wesoło po świecie.

Przyznaję, że po dzisiejszym dniu nie mogę wprost doczekać się kolejnych niespodzianek. Od czasu wirusa nic na lotniskach nie jest już ani proste, ani intuicyjne. Dużo się uczę. Nie wchodzę na odloty przez przyloty. Trzymam się zasad. Mam na sobie maseczkę. Schodzi mi naskórek z rąk. Śmierdzę płynem do dezynfekcji kibli. Mam wydrukowany kod qr. Mam poczucie bycia przygotowanym na wszelkie możliwe pandemiczne ludzkie odchyły. Napatrzyłem się ostatnimi czasy tyle, że chyba nie bardzo bym się zdziwił gdybym za sterami samolotu spotkał nagle strusia z wielkim dziobem. Niestety nawet tak szerokie doświadczenie czasem nie wystarcza.

Nowości potrafiące mnie zaskoczyć i zburzyć moje dobre samopoczucie przytrafiają mi się na okrągło. „Dzień-dobry-bilety” usłyszałem w piątek przy samych drzwiach do odlotów. Przyznaję, że wcześniej nie znałem tak oryginalnego powitania. W pierwszej chwili zupełnie nie wiedziałem co odpowiedzieć. Na wszelki wypadek pozdrowiłem jak umiałem – „dzień dobry!”. Tymczasem pani o tuszy i posturze mocno przekarmionej armaty, z bardzo okrągłą twarzą przyozdobioną szpitalną maską kompletnie nie rozumiejąc moich intencji wydała z siebie jakże specyficznie subtelny po-ryk – „pokazać bilety!”.

Myślę, że o kulturalnym poproszeniu mnie nie mogło być tutaj mowy. Wiadomo to przecież Warszawa… Dlatego nie wdając się w żadne dalsze dyskusje zrobiłem dla tej pani dokładnie to co chciała i poszedłem posłusznie dalej – w kierunku mej skromnej lotniskowej bramki. Tu ku mojemu wielkiemu zdziwieniu okazało się, że moja niedawna wtopa z kodem qr do Grecji jest powszechną wtopą co trzeciego pasażera lotu do Hiszpanii. Tylko drobny niuans polega na tym, że kod qr do Hiszpanii da się ogarnąć tuż przed lotem. Mądrzy ludzie z Grecji nie przewidzieli takiej zbędnej z ich punktu widzenia funkcjonalności swojej strony internetowej. Nie masz kodu qr wcześniej, to masz pecha…

Nieustannie zadziwiają mnie też coraz to zgrabniejsze komunikaty personelu lotniczego. Wiedzieliście dla przykładu, że gdy spadnie ciśnienie w kabinie i wypadną na Was maski tlenowe, Wasze maski ochronne należy wcześniej zdjąć, tak by nie nałożyć jednej na drugą? Albo że na czas jedzenia można zdjąć maskę ochronną, ale potem należy ją znów założyć? Latanie po świecie ma to do siebie, że sporo użytecznych informacji przychodzi do Ciebie całkiem znienacka i niespodziewanie. Ja bym na większość rzeczy pewnie nie wpadł, że tak teraz trzeba.

Jeśli chodzi o mnie jest wiele nowych aspektów podróży z którymi się dopiero oswajam. Badziewne maski i płyny do dezynfekcji rąk niszczące co i rusz me artystyczne dłonie to wierzchołek góry lodowej. To co niewidoczne na pierwszy rzut oka to zwycięskie chamstwo, ludzka buta i głupota odczuwalna po krótkiej chwili niemal wszędzie. Dawne czasy dżentelmenów z zamku Windsor minęły bezpowrotnie. Na pokładzie polskich linii nie podadzą Ci kawy, bo mają zakaz podawania czegoś co było przygotowywane na miejscu. Oczywiście odwrotnie jest w Ryanair, gdzie z kawą nie ma żadnego problemu. Dostaniesz za to praktycznie wszędzie do wypełnienia formularze z oświadczeniami, gdzie Cię szukać gdybyś przypadkowo sobie umarł na wiruska. Problem jest taki, że nigdzie nie dostaniesz długopisu by go móc wypełnić, bo „się skończyły”. Sprzedadzą Ci bilety, ale nie wpuszczą na pokład, bo nie masz kodu qr o którym nie wspominają przy sprzedaży biletów. A na końcu jak już ze wszystkim tym się pogodzisz i pro publico bono zaakceptujesz wszelkie możliwe dziwaczne niedogodności to możesz być prawie pewien, że trafi Ci się jakiś ryży kretyn, który skutecznie zburzy Twój święty spokój…

Wtedy nie pozostanie Ci nic innego jak odpoczywanie rozpoczynać na nowo…

4 myśli na temat “9 sierpnia 2020

  1. Zacytuję Ci Abradab:
    Co tu gadać, co tu kryć ?
    Wiedz że ciężko lekko żyć
    Dużo ciężej niż sam myślisz
    bo takie życie nie jest dla wszystkich
    Więc co tu gadać, co tu kryć ?
    wiedz że ciężko lekko żyć
    Takie życie bywa męką
    Bowiem ciężko jest żyć lekko

Dodaj komentarz